Artur Kula
Szesnastego sierpnia 2021 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł w sprawie dotyczącej Dalej jest noc – jednej z najgłośniejszych polskich książek historycznych ostatnich lat. W przeciwieństwie do Sądu Okręgowego, który pół roku wcześniej zobowiązał Barbarę Engelking i Jana Grabowskiego do przeprosin Filomeny Leszczyńskiej – bratanicy Edwarda Malinowskiego, sołtysa Malinowa, którego postać została wspomniana w jednym z rozdziałów – oraz zmiany fragmentu książki w kolejnych wydaniach, sąd drugiej instancji orzekł, że praca historyków nad Dalej jest noc była realizacją wolności badań naukowych, a tym samym nie muszą oni przepraszać za swoje ustalenia, ani zmieniać treści współredagowanego przez nich tomu.
Zarysowując pokrótce kontekst (który szerzej opisałem wraz z Judith Lyon-Caen w artykule dla „La Vie des idées”, przetłumaczonym ostatnio dla „Krytyki Politycznej”), chciałbym podkreślić, że sprawa sądowa dotyczyła pozwu wytoczonego przez Filomenę Leszczyńską, powołującą się na kult pamięci po osobie zmarłej jako dobro osobiste chronione przez art. 23 i 24 Kodeksu cywilnego. Powódka wspierana była przez Redutę Dobrego Imienia – organizację zajmującą się m.in. przygotowywaniem raportów na temat szkalowania Polski przez „platformy typu Netflix”. Zdaniem inicjujących proces sposób przedstawienia Edwarda Malinowskiego – a w szczególności następujące słowa: „Zdawała sobie sprawę [tj. Estera Drogicka – przyp. AK], że jest on [tj. Edward Malinowski – przyp. AK] współwinny śmierci kilkudziesięciu Żydów, którzy ukrywali się w lesie i zostali wydani Niemcom, mimo to na jego procesie po wojnie złożyła fałszywe zeznania w jego obronie” – naruszyły dobro osobiste Filomeny Leszczyńskiej, ponieważ była ona silnie emocjonalnie związana ze swoim wujem, który ratował, a nie wydawał Żydów podczas wojny. Natomiast Barbara Engelking – autorka analizowanego rozdziału – wskazała na istnienie dwóch świadectw wspomnianej Estery Drogickiej. Pierwsze pochodziło z procesu Malinowskiego w 1949 roku, a drugie złożyła w Shoah Foundation w 1996 roku. W latach 90., w bezpieczniejszych i spokojniejszych dla niej warunkach, Estera przedstawiła bardziej rozbudowaną wersję wydarzeń. Wskazała w niej, że Malinowski uratował jej życie, załatwiając fałszywe papiery, ale równocześnie ograbił ją z mienia, a także był współwinny śmierci grupy Żydów ukrywających się w pobliskim lesie. Engelking jako historyczka poddała źródła krytyce i napisała – zgodnie z informacjami zawartymi w świadectwach – że Estera zdawała sobie sprawę ze współwiny Malinowskiego. Sąd pierwszej instancji uznał jednak, że materiał, na którym oparła się historyczka, był niewystarczający (przedstawienie jedynie wersji wydarzeń Estery Drogickiej), stąd nie zachowała ona należytej staranności w swojej pracy, a dobro osobiste Filomeny Leszczyńskiej, jakim jest pamięć po bliskiej osobie zmarłej, zostało naruszone.
Sąd Apelacyjny, zmieniając wyrok Sądu Okręgowego, wskazał, że podstawowe znaczenie dla sprawy ma kolizja między prawem do dobrej pamięci o zmarłym a takimi wartościami, jak wolność badań naukowych czy swoboda debaty publicznej o wydarzeniach z przeszłości, zwłaszcza o charakterze kontrowersyjnym. Sędzia Joanna Wiśniewska-Sadomska, wygłaszając uzasadnienie ustne, podkreśliła również, że w przypadku praw związanych z osobami zmarłymi zakres ich ochrony powinien być analogiczny do tego przysługującego osobom żywym. W tym sensie, zdaniem Sądu, łacińska paremia de mortuis nil nisi bonum (o zmarłych nic, chyba że dobrze), nie ma zastosowania dla sprawy (ani też badań naukowych). Następnie Sąd Apelacyjny wprost odniósł się do podważanego orzeczenia niższej instancji. Zgodził się z ustaleniem Sądu Okręgowego, że rozstrzyganie o kwestiach sporów historycznych czy wynikach badań nad nimi nie jest rolą sądów, ale równocześnie podkreślił, że Sąd pierwszej instancji nie wyciągnął należytych wniosków z tego ustalenia. Przyjęcie standardu rzetelności badań historycznych, zaprezentowanego przez Sąd Okręgowy, pozbawiłoby de facto badaczy możliwości krytycznej oceny źródeł. Rozstrzyganie przez sądy o wiarygodności historycznych przekazów lub źródeł czy narzucanie historykom na jakich źródłach powinni dokonywać swoich ustaleń i które z nich w większym stopniu zasługują na wiarę stanowiłoby niedopuszczalną formę cenzury i ingerencji w swobodę pracy badawczej i pracy naukowej.
W dalszej części uzasadnienia wskazano, że jedyna dopuszczalna ingerencja w ustalenia akademickie miałaby miejsce w przypadku przedstawienia oczywistej nieprawdy, wynikającego ze złej woli i przekłamania historycznego. Taka sytuacja – zdaniem Sądu – nie miała miejsca w sprawie Barbary Engelking i Jana Grabowskiego. Poza sporem znajdował się fakt, że pozwana w toku pracy nad dziełem zgromadziła obszerny materiał źródłowy, a następnie dokonała jego krytycznej oceny. Historyczka, jak wspomniałem wcześniej, stanęła przed koniecznością konfrontacji dwóch świadectw złożonych przez Esterę Drogicką w różnych momentach jej życia i zdecydowała się w ich świetle – uwzględniając kontekst historyczny oraz okoliczności, w których toczył się proces 1949 roku – dokonać określonych ustaleń. Historyczce nie można więc zarzucić złej woli czy chęci przekłamania historycznego. Co istotne, Sąd Apelacyjny podkreślił, że nie przesądza, czy sporne fragmenty Dalej jest noc są wolne od błędów metodologicznych czy faktograficznych, niemniej te kwestie nie mogą być przedmiotem rozstrzygania w tej sprawie, albowiem sala sądowa nie jest miejscem do prowadzenia debaty historycznej.
Wyroki warszawskich sądów warto rozpatrywać także jako pewne wizje wspólnoty. Sąd Okręgowy w pisemnym uzasadnieniu wyroku wskazał na fundamentalną rolę polskości oraz potrzebę ochrony jej dziejów (jak i godności czy wizerunku narodu polskiego) przed „relatywizowaniem”. Kwintesencją tych założeń są następujące słowa (s. 25-26 wyroku Sądu Okręgowego):
„Wydarzenia historyczne, które stanowią dziedzictwo pamięci wspólnoty i jej poszczególnych członków, o bezprecedensowym charakterze, uznawane za fakt bezsporny, nie mogą być relatywizowane, albowiem godzi to w poczucie przynależności narodowej i wywołuje poczucie krzywdy, kształtując wśród opinii publicznej rażąco nieprawdziwy wizerunek Polski i przypisując Polakom cechy odzierające ich z godności i podważające poczucie ich wartości. Przypisywanie narodowi polskiemu odpowiedzialności za Holokaust, zabijanie Żydów podczas II wojny światowej i konfiskatę ich majątków, dotyka sfery dziedzictwa narodowego, a w konsekwencji, jako całkowicie nieprawdziwe i krzywdzące mogą rzutować w istotny sposób na poczucie własnej godności narodowej, burząc uprawnione – bo mające pełne oparcie w faktach – przekonanie, iż Polska była ofiarą działań wojennych zainicjowanych i prowadzonych przez Niemców, a jej obywatele, także pochodzenia żydowskiego, ponieśli daleko idące, często okrutne i nieodwracalne konsekwencje tych działań. Mogą też w istotny sposób wpływać na kształtowanie wśród współczesnych obywateli innych państw opinii o Polsce i Polakach, jako tych, których rola w czasie wojny prowadzonej w latach 1939-1945 nie była jednoznaczna”.
Natomiast Sąd Apelacyjny odrzucił kontekst sprowadzający tę sprawę w całości do kwestii historii Polski. Co więcej, podjął się wpisania jej w kontekst europejski chociażby poprzez częste cytowanie wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu dotyczących wolności badań naukowych czy kwestii pamięci zbiorowej (np. sprawa Lehideux i Isorni przeciwko Francji, wyrok ETPCz z 23 września 1998 roku, nr skargi 24662/94). Oznacza to odejście od traktowania polskich dziejów jako wyjątkowych, jedynych w swoim rodzaju oraz wpisanie ich w ramy regionalne, które uwzględniają charakterystykę konkretnych przypadków przy równoczesnej próbie zarysowania szerszej perspektywy. Jest to warte uwagi, mając na uwadze analogiczną dyskusję toczącą się w polskiej i międzynarodowej historiografii.
Wyrok Sądu Apelacyjnego jest prawomocny. Niemniej Reduta Dobrego Imienia zapowiedziała złożenie skargi kasacyjnej, a Minister Sprawiedliwości i Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro stwierdził, że wyrok sądu drugiej instancji „to nie tylko kompromitacja sądu, to sądowy zamach na sprawiedliwość”. Czy tak w istocie jest, osądzi najprawdopodobniej Izba Cywilna Sądu Najwyższego. Na to będzie trzeba jednak poczekać przez kilka, jeśli nie kilkanaście miesięcy. Nie sposób też – mając na uwadze trwający kryzys sądowniczy, nadchodzącą zmianę Prezesa Sądu Najwyższego kierującego Izbą Cywilną oraz zainteresowanie władz tą sprawą – przewidzieć decyzji, która zostanie podjęta. Można natomiast wskazać, że uzasadnienie Sądu Apelacyjnego wyznacza pożądany standard wolności badań historycznych, odrzucający narrację o przeszłości opartą na resentymencie.
Zob. też Gdzie leżą granice wolności badań? Historycy przed sądem. Debata Monitora Akademickiego i Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego (10 marca 2021)